Sanktuarium Maryjne Matki Bożej Zwiastowania

Parafia Św. Małgorzaty i Św. Augustyna w Witowie

 

 

Biblioteka klasztorna

 

Gdzieś w głębi budynku odezwała się grzechotka.

- Seksta8 pora obiadu. Ostaniesz z nami przy stole, Stefanie?

- Dziękuję ojcze, gdzież, bym śmiał.

- Nie czas postu, wino przednie podać każę.

- Ojej! Takiego wina jak tu, nigdzie nie uświadczysz - powiedział

Brzuchalski z uśmiechem.

- Nie przesadzaj waść z oceną. Ale u cystersów na pewno nie, chyba

że od nas opat wziąć rozkaże - odparł dumnie administrator.

W międzyczasie słychać było grzechotkę jeszcze dwa razy.

- Idziemy, Stefanie - stanowczym gestem mnich zaprosił gościa. Zakonnicy umyli dłonie w przyszykowanych na korytarzu misach.

Brat socjusz9 polewał wodę z dzbana każdemu z osobna i podał czyste płótna. Wszyscy czekali na przeora. Kiedy szlachcic z biskupem Butle­rem szli z kapitularza, grupa pobożnych mnichów w białych habitach stała skupiona przy drzwiach do refektarza10. Nikt nie odezwał się ni słowem, ani żaden szept nie przeszedł wśród nich. Dopiero kiedy biskup dał znak, wszyscy weszli do środka. Była to sala widna, gdyż wszystkie okna wychodziły na południe. Na północnej ścianie umocowano mosiężne świeczniki zapalane przed wieczerzą. Stoły ustawiono rzędem wzdłuż całego pomieszczenia. Odsunięto je od ściany na taką odległość, by corrosariusl1 mógł przejść swobodnie i na rozkaz przełożonego donieść potrawy. Przejście prowadziło z głównego korytarza do kuchni.

Zakonnicy stanęli po obu stronach stołów. Regens zasiadł za stołem opata, który ustawiony był na podwyższeniu z jednego końca. Po przeciwnej stronie górował podest dla lektora P Regens zaprosił pana Stefana aby zasiadł przy nim.

- To dla mnie wielki zaszczyt wasza wielebność - dziękował Brzuchaiski.

- Och, gdybym cię nie lubił, to bym nie zapraszał - odpowiedział przeor wskazując gościowi miejsce.

- Dziękuję i cieszę się, że ojciec dobrze mnie wspomina. Przez te pięć lat pobytu tutaj trochę i nagrzeszyłem, wiecie przecież.                                                                      

8 Seksta - pora, w której jedzono obiad w klasztorze. Zwykle było to ok. godz. 10-14.

9 Socjusz - zakonnik wyznaczony przez przełożonego do pomocy innemu zakonnikowi w wypełnianiu

jego zadania.

10 Refektarz - sala jadalna w klasztorze.

11 Corrosarius - zakonnik roznoszący posiłek we wspólnocie.

12 Lektor - zakonnik czytający fragmenty Pisma Św. podczas godzin kanonicznych, czy też lekturę przy stole.


- Ach - roześmiał się cicho przeor. - Twoje pomysły obrosły tu w legendę, mój synu. Ta ze smokiem zwłaszcza. Gdyby nie kowal, pewnie bym się nie domyślił.

- Gorzałki za dużo wypili i wygadali - skrzywił się szlachcic.

- A tak, pod krzyżem klęczałeś z Tomaszem.

Brzuchalski chciał powiedzieć - nie raz - lecz zdążył ugryźć się w język. Ojciec Bartłomiej mówił dalej:

- Ale w duchu rad byłem wielce. Do tej pory sieci na Luciąży nie zastawiają. Opat spytał mnie tedy, czy wiem co się tam stało. A cóż by miało być? - pytam. Ojciec nasz, Mateusz IV Spinek, nie chcąc imienia złego wypowiedzieć, rzecze: - jakiś drak pogański czeladź wystraszył ­U nas kozłów nijakich nie ma - odrzekę - Czego więc tak się lękają, że na Luciąże nie chodzą? - pyta - Na Pilcę nie mogą? - ja mu na to.

- Och - westchnął - bracie miły, toż od wieków spory toczymy.

- Nieboszczyk prawdy zaś nie znał? - chciał się upewnić Brzuchalski.

- Nie znał, ale czas na obiad - dał znak mnichom, którzy dotychczas

stali za stołami, każdy przy swoim, ściśle określonym miejscu. Kaptury mieli opuszczone, dłonie schowane pod szkaplerzem.

Pan Stefan podszedł z przeorem do stołu, z założonymi rękoma na piersiach i spuszczoną głową jak mnich. Ojciec przełożony wypowie­dział słowa modlitwy, lektor odpowiedział:

- Edent paupers14 - i dopiero wszyscy usiedli.

Obiad jedli w milczeniu. Jeśli któryś chciał coś przekazać, robił to za pomocą mimiki, ruchem głowy lub palców. Posiłki sporządzano z własnych produktów. Dorodne warzywa i owoce były dumą tutejszego ogrodnika. Folwark dostarczał mięso. Jednak większe dostawy żywności pochodziły z przynależnych wsi. Kiedy wszyscy już jedli, jedynie przy stole przeora toczyła się rozmowa.

- Woźniak po stacyie miał dzisiaj wyruszyć.

- Sam wszystko przywiozłem. Uszykowałem z Kubą: 4 korce żyta,

7 owsa dla koni, 2 kury nioski, 2 sery z mej lesicy i 100 jaj świeżych. Ot i jeszcze 2 grosze skarbnikowi włożę. To wszystko z mej wioski. Woźniak z Piekar pozostałą stacyie przywiezie.

W tym czasie wszedł do refektarza jeszcze jeden zakonnik. Był to ojciec Tomasz Sendecki - kustosz.1s Odmówił modlitwę i usiadł

dumny, że może mu udzielić rad. - Marta nawet na Gody przechowywa­ła jeszcze kapustę. Żylaków całkiem wyleczyć się nie da, aliści ból ukoi i gorączkę wyciągnie. Owczarkowi pomogło, to i ojcu choć krzynę pomoże. Trza wziąć tęgich liści, trochę je powałkować, żeby sok puściły. Takie pogniecione kłaść na nogi i płótnami owinąć. Najlepiej kłaść świeże rankiem i z wieczora. Polegiwać i nogi układać wyżej, ażeby opuchliznę zmniejszyć. Marta prawiła, że trza baczyć, ażeby nogi nie zranić, bo srodze krwawią i marnie się goją. Trza wiela jeść ziarna słonecznika i pić zioła: dwie garście krwawnika i po jednej garści kwiatu kasztana, rdestu ptasiego, szanty, jemioły i rumianku. Po zaparzeniu pić ciepłe, ze trzy razy za dnia. Jakub skończył mówić, spojrzał na uśmiechającego się mnicha i zarumienił się.

- Wybacz ojcze, że tak mędrkuję, przecie ty wszystko to wiesz, czy tak?

- No, o tych ziołach wiedziałem, ale o liściu kapusty ... nie. Owinę,

może trochę ulży i wierzaj, jestem kontent z takiego ucznia.

Z przeciwległej strony murów rozległy się dzwony. Jakub pomógł wstać zakonnikowi i obaj ruszyli w tamtym kierunku.

- Seksta - rzekł mnich. - Nad dormitorium jest biblioteka, po obie­dzie zaprowadzę cię do niej.

Całe piętro na wschodnim skrzydle dormitorium zajmowała biblioteka z kapitularzem. Od wschodu, dokładnie nad kuchnią, znajdowało się dawne skryptorium, wzorowane na benedyktyńskim. W nim teraz przechowywano stare księgi. Te najcenniejsze, obłożone grubą skórą wybijaną ćwiekami, ręcznie pisane i kolorowo ilustrowane, przymocowane były łańcuchami do pulpitów, zrobionych specjalnie dla nich. Północno-wschodni narożnik skryptorium zajmował komin, prawie zawsze ciepły. Zapewne on najbardziej zabezpieczał stare rękopisy przed wilgocią. Wchodziło się tam z kapitularza, w którym najczęściej prze­bywał przeor albo kustosz. Zasiadał wtedy za stołem przyoknie. Miał przed sobą różne niezbędne przybory do pisania: flakoniki z inkaustem czarnym i czerwonym do rubrykowania. Były też pióra różnej grubości, nożyk do ich ostrzenia i liniał do kreślenia. Na brzegu stołu stał pulpit, na którym układało się tekst do czytania lub przepisywania. Przeważnie leżał na nim arkusz przyciśnięty maskownicą16 a obok dwie zwykłe deski związane trokami. Na jednej z nich, równo poukładany, piętrzył się stos kart rachunkowych. Z kapitularza prowadziły jeszcze jedne drzwi do następnego pomieszczenia, w którym przechowywano drukowane księgi. Było to miejsce najlepiej oświetlone, gdyż okna wychodziły na

trzy strony świata. Stanowiło także czytelnię. Książki składowano w sza­fach ustawionych przy ścianach między oknami. Wszystkie ułożone w odpowiednim porządku i tylko kustosz wiedział, jak się wśród nich poru­szać. Stały tam również: ławy, fotele, mały sekretarzyk i stoły z krzesłami. Przy jednym z nich kazał bibliotekarz usiąść młodemu szlachcicowi.

Sendecki postanowił wybadać Jakuba i dlatego od razu zagadnął o szlachcica Szkudlskiego, czym zaskoczył młodzieńca.

- Kim był ów szlachcic, któren Martę spławił?

Broniszewski aż usta otworzył, tak był tym pytaniem zaskoczony.

Spuścił głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią, gdyż w zasadzie niczego nie wiedział o Szkudlskim.

- Czemu ojciec pyta? - wyjąkał.

- Jeżeli masz tajemnicę, wyzuj ją z serca, a snadniej się poczujesz.

Przede wszystkim, jako twój wychowawca, muszę dowiedzieć się, czy aby grzech za tym się nie skrywa. Jeśli tak, możesz wyznać go na spo­wiedzi.

- Nie, ojcze Tomaszu, nie zgrzeszyłem, wiem jeno, co ów szlachcic

uczynił.

- Czy zemstę w sercu skrywasz?

- Tak - przyznał cicho.

- To grzech, przebaczyć należy.

Broniszewski ośmielił się spojrzeć zakonnikowi prosto w oczy i rzekł pewnie: - Ależ ojcze, Marta nie była czarownicą. Przez rok mieszkała u nas, wuj Brzuchalski domek jej postawił, za to, że ludzi we wsi leczyła.

- Wiem, to prawda.

- Nigdy jej nie przepomnę. Czemu zakonnicy brali w tym udział?

Tym razem kustosz wyglądał na zaskoczonego i przez chwilę zastanawiał się.

- Hm ... posłuszaj mnie Jakubie. Za trzy wiosny zaczniesz wbieżać w wiek dorosły. Tuszę, iż twój wuj dobrze uczynił wybierając ciebie na swego pomocnika. A ja już ninie ci rzeknę, że do materii czarownic i ich prześladowań trzeba ostrożnie podchodzić. Należy raczej wszelkie dylematy z tym związane fortelem załatwiać. Takich pytań nie zadawaj póki co. I żadnych podobnych. Kiedy koniec twego pobytu tutaj będzie blisko, tedy ci odrzekę. Przyrzekasz?

- Tak ojcze Tomaszu - uniósł się z krzesła, lecz bibliotekarz skinie­niem ręki kazał mu siedzieć. Dalej przechadzał się wzdłuż pomieszcze­nia i mówił:

 

13  Szkaplerz - część stroju zakonnego, nakładany na habit. Również, medalik z wizerunkiem.

14 Edent pauperus (lac.) - będą jeść ubodzy.

 

15 Kustorz - zarządzający zbiorami bibliotecznymi.

 

16 Maskownica - zasłona tekstu, przycisk.