Parafia Św. Małgorzaty i Św. Augustyna w Witowie

 

 

NIEDZIELA 47 / 1996 - Edycja łódzka

 

Trwa w naszej pamięci

Wspomnienie o księdzu Leonardzie Wideńskim

Pamiętną kartę w życiu naszej archidiecezji zapisali kapłani, którzy w czasie ostatniej wojny przebywali w obozach zagłady. Wielu z nich straciło tam życie. Inni, którzy przeżyli koszmar obozowy, po wojnie wrócili do czynnej pracy kapłańskiej - mimo nadszarpniętego zdrowia. Do nich należyks. kanonik Leonard Wideński, więzień obozu w Dachau. Przygotowując materiały dotyczące faktów z jego życia nie przepisywałem ich z jakiś opracowań, ale zaczerpnąłem z kroniki parafialnej w Witowie, gdzie ks. L. Wideński był proboszczem. Rozpoczynając tę kronikę zamieścił w niej - w wielkim skrócie swe przeżycia i fakty z życia obozowego. Jest to świadectwo przemawiające, bo autentyczne i nie tylko pozwala nam oddać szacunek jednemu konkretnemu księdzu, ale w jego osobie musimy dostrzec ofiarę wszystkich kapłanów.

Leonard Wideński urodził się 6 października 1905 r. w Jeżowie. Na kapłana został wyświęcony na początku lipca 1932 r. Przed wojną pracował jako prefekt, wikariusz i administrator parafii Brzeziny Łódzkie. W listopadzie 1939 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu w Radogoszczu. W styczniu 1940 r. uzyskuje zwolnienie. Krótko cieszy się wolnością, gdyż 6 października 1941 r. zostaje znowu aresztowany i wywieziony do obozu przejściowego w Konstantynowie, by wreszcie 30 października trafić do Dachau. Otrzymuje tam numer 28331 i przebywa blisko cztery lata. W obozie pracował jako murarz przy budowie krematorium i jako cieśla przy budowie baraków. Okres ten był dla niego bardzo ciężki. W 1943 r. pisarz bloku obozowego, w którym mieszkał, wyznaczył go do doświadczeń malarycznych (nazwisko tego człowieka ks. Wideński podaje w kronice parafialnej z adnotacją, że szczególnie nienawidził księży). Zaszczepiono zatem ks. L. Wideńskiemu malarię. Chorobę tę przechodził bardzo ciężko. Po 4 tygodniach gorączka wzrosła u niego do prawie 42 stopni C. Obecny wówczas lekarz SS stwierdził zgon, także numer i nazwisko ks. L. Wideńskiego wykreślono z rejestru.

Karawaniarze, którzy mieli zabrać ciało spóźnili się i wtedy chory ocknął się.Gehenna obozowego życia trwała do dnia 29 kwietnia 1945 r. Ksiądz Leonard wyszedł z obozu z bardzo osłabionym zdrowiem. Wpłynęły na to: ciężka praca, głód, okrutne bicie jak wspomina w kronice. Po wojnie rozpoczyna pracę duszpasterską w Gomulinie. Działa tam przez trzy i pół roku. Gdy umiera tragicznie zamęczony przez UB proboszcz witowski, ks. Roch Łaski również więzień obozu w Dachau - bp M. Klepacz mianuje na jego miejsce ks. Leonarda Wideńskiego, który sprowadza się tutaj 1 czerwca 1949 r. Do września 1962 r., borykając się z wieloma problemami, jak utrzymanie wielkich budynków parafialnych, nieżyczliwość ludzka itd., pisze dokładną kronikę z życia parafii, będącą pięknym świadectwem wydobywania z życia tego co dobre. Z jego słów tchnie mądrość życiowa, duch modlitwy i zaufania Bogu. 3 lipca 1957 r. obchodzi 25-lecie kapłaństwa. Jubileusz ten dostrzega bp Michał Klepacz, który pisze do niego na tę okazję list i odznacza go rokietą i mantoletem. Od września 1962 r. obejmuje probostwo w Dłutowie i tam umiera 21 grudnia 1964 r. Mam nadzieję, że przybliżona tu sylwetka ks. Leonarda Wideńskiego pomoże nam w nieustannym odkrywaniu świadków wiary z niedalekiej przeszłości oraz czasów współczesnych. Ludzie, którzy miłują Boga, Kościół i Ojczyznę zawsze są obecni wśród nas.
Ks. Krzysztof Nalepa

***

Nie mogę nie napisać o moim Księdzu Proboszczu, którego szlachetna postać jest jedną z najważniejszych postaci mojego dzieciństwa i młodości. Ks. kanonik Leonard Wideński uczył mnie religii od I do VII klasy szkoły podstawowej. Kiedy myślę o tych latach, mam przed oczami obraz starszego, dobrze wyglądającego, choć przecież bardzo schorowanego człowieka. Postać Księdza kojarzy mi się nierozerwalnie ze starym, zabytkowym kościołem poklasztornym w Witowie, z jego tajemniczymi lochami i piwnicami, do których jako dzieci urządzaliśmy regularne wyprawy. Kojarzy mi się także z tajemniczą zakrystią, w której respekt budziły masywne stare kredensje z intrygującym zegarem, który służył niegdyś norbertanom do określania czasu odprawiania Eucharystii, z białą ogromną plebanią, niegdyś siedzibą opata. Dzieci nie zawsze słuchały tego co mówił Ksiądz z należytym skupieniem, jednak wiele z tego co mówił pamiętam do dziś. Pamiętam nawet nauki przed pierwszą Komunią św. i bierzmowaniem. Wizyta kolędowa Księdza Proboszcza była zawsze wielkim przeżyciem; wypowiadane wtedy słowa zapadały głęboko w serce. Bardzo często, kiedy ks. L. Wideński szedł od przystanku kolejki lub autobusu w Poniatowie, było to okazją do rozmowy. Nie zawsze był rozumiany przez swoich, choć był bardzo gorliwym pasterzem. Ksiądz Kanonik bardzo się ucieszył, gdy dowiedział się, że wstępuję do seminarium duchownego. Jak mi powiedział, byłem jego jedynym wychowankiem, który poszedł w jego ślady. Myślę, że chociaż ciało ks. kanonika L. Wideńskiego jest pochowane w Dłutowie, to jednak pamięć o nim zapadła głęboko w serca jego dawnych parafian, a Communio Sanctorum, czyli tajemnicza więź duchowa która łączy wszystkich należących do Kościoła, żywych i umarłych, powoduje, że jest nadal obecny i wstawia się za wszystkimi powierzonymi niegdyś jego pasterskiej trosce.

Ks. Waldemar Kulbat